Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/9

Ta strona została przepisana.
—   5   —

Morgant miał pałac pewien pośród lasu:
Z chróstu i gliny była chata dzika;
Tam po zwyczaju swym zażywa wczasu
I tam spać idąc, na noc się zamyka.
Roland się do drzwi tłucze; od hałasu
Ze snu ciężkiego olbrzym się ocyka,
Idzie otworzyć, jak człowiek pół-żywy;
Tej nocy sen śnił dziwny i straszliwy.
Miał to widzenie, że wąż jadowity
Skoczył nań, a on do Mahomy biada,
Ale Mahoma był mu nieużyty;
Zatem do Chrysta korne ręce składa.
Jego to świętą opieką okryty,
Wychodzi cało; więc wstał i powiada
Bełkotem: „Kto tam do drzwi tak łomota?“
„Dowiesz się — rzecze Roland — otwórz wrota!
Ten ja ci koniec, co twej braci, zrobię;
Uderz się w piersi i żałuj za złości;
Mnisi mię tutaj posyłają k’ tobie,
Tak się podoba bożej Opatrzności.
Że im wyrządzasz krzywdy w każdej dobie,
Taki wydano wyrok na twe kości.
Tamtym już żaden nie pomoże plaster:
Martwy Passamont, martwy Alabaster.“
Powiada Morgant: — „Zacny kawalerze,
Przez twego Boga, nie krzywdź mię tą mową,
Lecz imię swoje, proszę, wyznaj szczerze,
Czyś chrześcijanin, powiedz jedno słowo.“
— „Wszystko — rzekł Roland — wyznam ci w tej mierze
I nie zataję. Tak jest, Chrystusową
Wyznaję wiarę; On jest Bóg prawdziwy,
I ty weń uwierz, jeśli chcesz być żywy.“ —
Rzecze Saracen pokorny i zgięty:
— „Dziwno ja miałem widzenie tej nocy:
Oto od srogiej żmii opadnięty
Próżno wzywałem mego boga mocy,
Aż mi twój Chrystus, na krzyżu rozpięty,
Pomógł, kiedym go błagał w mej niemocy,
I wydobył mię bezpiecznym i zdrowym,
Przeto natychmiast ochrzcić się gotowem.“
Odpowie Roland: — „Pobożny baronie,
Jeżeli dłużej zechcesz wytrwać przy tem,
Dusza twa spocznie u Boga na łonie,
Który ją wiecznym obdarzy zaszczytem.
Skoro już w naszym chcesz zostać zakonie,
Przyjacielem ci będę prawowitym.
Bożkowie wasi są kłamliwe mary,
Jeden jest isty Bóg, Bóg naszej wiary.“