— 87 —
Estella. Żyj wolny!...
Sancz. To być nie może!..
Estella. Obwinia cię kto?..
Sancz. Twa wzgarda.
Estella. Ja kocham!
Sancz. Moja pierś harda!...
Estella. Tak!... myślisz więc...
Sancz. O honorze!...
Estella. Szaleńcze! idź i umieraj!..
Ja śmierci twej nie przeżyję!...
(J. A. Święcicki).
Sanczo wraca do więzienia, choć wie, że śmierć poniesie, jeżeli król nie zechce wyjawić tajemnicy. Król ze swej strony radby go ocalić, ale zwleka z wyznaniem prawdy, bo spodziewa się go uratować, nie skompromitowawszy się. Ma on mianowicie nadzieję, że wpłynie na sędziów, aby ci nie skazali Sancza na karę śmierci, tylko na wygnanie, a on go wtedy z mocy wej władzy wynagrodzi dowództwem w Archidonie. Ale sędziowie, przejęci godnością swego urzędu, okazują się nieugięci i skazują mordercę na karę śmierci. Teraz dopiero król wyjawia tajemnicę i Sanczo odzyskuje wolność. Na wstawienie się monarchy Estella przebacza narzeczonemu zabójstwo brata, ale kochankowie uznając niemożność zawarcia ślubów małżeńskich, żegnają się i rozchodzą się na zawsze.
„Komedye wybrane« Lope de Vegi (»Kara — nie zemsta«, »Najlepszym sędzią król« i »Gwiazda Sewilska«) przełożył na język polski J. A. Święcicki (Warszawa, 1881).
VI. Piotr Calderon de la Barca.
1. Czarnoksiężnik.
Młody Cypryan, mieszkaniec Antyochii, zagłębiając się w dociekaniach religijnych, znajduje się już na drodze do poznania prawdziwego Boga. Ażeby go z niej sprowadzić, staje przed nim w postaci wędrownego mędrca dyabeł i usiłuje wątpliwości jego uśpić; zwalczony wszakże argumentami Cypryana, postanawia usidlić go miłością, obudzając namiętność do Justyny, dziewicy chrześciańskiej, którą w ten sposób spodziewa się także dostać w swe szpony. Przypadek sprzyja jego zamiarom, bo oto Leliusz i Florus, dwaj wielbiciele Justyny, nieświadomi, który z nich wzajemność jej posiada, proszą Cypryana, żeby się udał do niej i prawdy się dowiedział. Cypryan dla obu otrzymuje odmowę, ale spełniając rolę pośrednika, sam zostaje ujęty wdziękami Justyny. Ciekawi odpowiedzi obaj kochankowie, jeden nic wiedząc o drugim, podkradają się nocną porą pod mieszkanie uwielbianej i obaj spostrzegają jakiegoś mężczyznę, schodzącego z jej balkonu. Jestto właśnie dyabeł, który, ukazując się im w ten sposób, chce obu odstręczyć od Justyny i ją skompromitować. Istotnie Leliusz i Florus odchodzą, podejrzywając się nawzajem o podstęp i unosząc przekonanie o niegodziwości Justyny. Cypryana cieszy to usunięcie się obydwóch rywali. W nadziei, że przychylniejszą dla siebie usłyszy odpowiedź, podąża do jej mieszkania, przybrany w świąteczne stroje. Właśnie przede drzwiami, spotyka się z Justyną, wracającą do domu.
Cypryan (do siebie).
Panem być zazdrości mojej,
Ukryć boleść mi wypada,
Zanim rzeczy nie wyjaśnię,
Tak, mą miłość jej wypowiem;
Zazdrość ciąży mi ołowiem
I na ustach słowo gaśnie.
(Do Justyny).
Nie napróżnom wziął te stroje:
Do stóp twoich w nich się chylę.
Okaż mi choć łaski tyle
I przyjm korne służby moje:
W tem pociecha moja cała,
A któż wierniej ci usłuży?
Więc mi nie daj cierpieć dłużéj,
Gdyś mi kochać zakazała.
Justyna. Widać, panie, że me słowo
Wpływu na cię mieć nie może,
Kiedy dzisiaj...
Cypryan O, mój Boże!
Pragnie dręczyć mię na nowo.
Justyna. A więc jakże mam powiedzieć,