Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/92

Ta strona została przepisana.
—   88   —

Że to wszystko nadaremnie
Chcieć wzajemność wzbudzić we mnie,
U drzwi mych na straży siedzieć?
Choćbyś czekał dni, miesiące,
Choćby lata, całe wieki,
Od nadziei bądź daleki:
Zawsze miłość twą odtrącę,
Bo me serce tak się zbroi,
Tak niezłomne moje zdanie,
Żem cię kochać nie jest w stanie
Aż do samej śmierci twojéj.
(Wchodzi do domu).
Cypryan  (do odchodzącej Justyny).
Już się dusza ma zachwyca
I radością już jaśnieje:
Wnet się ziszczą me nadzieje,
Niedaleka ich granica:
Bo gdy śmierci mej godzina
Ma rozbudzić duszę twoją,
Pocznij dzielić miłość moją,
Gdyż mój skon już się poczyna.

Zrozpaczony usuwa się na samotne wybrzeże morskie i tu w uniesieniu woła:

Ale rozpacz rzecz niegodna,
Ona hańbą duszy męskiéj.
Zgubą kupię krok zwycięski
I wychylę czarę do dna,
Bo Justynę posiąść muszę:
Twej pomocy, piekło, wzywam!
Twego wsparcia się spodziewam:
Za Justynę oddam duszę!

I oto, na te słowa staje znów przed nim dyabeł w roli rozbitka i zręcznie pozyskawszy jego zaufanie, obiecuje przyjść mu w pomoc swoją wiedzą czarnoksięską.

Cypryan.  Nawet sztuką czarnoksięską
Nikt tu w świecie nie dokona,
By ma żądza niezmierzona
Mogła skończyć bój zwycięsko:
Kocham i tem siebie trawię.
Dyabeł.  Czyż nadzieja już stracona?
Cypryan.  Gdybyś wiedział, czem jest ona!
Dyabeł.  A więc słucham cię ciekawie.
Cypryan.  Rąbek nieba wśród zarania,
Kiedy słońce wzrok roztwiera
I promieniem łzy ociera
W śnieg i szkarłat się osłania
Wśród powietrznych sfer mieszkania; —
Więzy róży szmaragdowe,
Gdy z ich objęć wydobyta
Głosi łąkom, że maj wita,
A powiewy tchną majowe
Łzy zarania na dąbrowę
Co spadają nań uśmiechem; —
Strumyk, kiedy szronem ścięty,
Milczy niemy, żalem zdjęty,
Że nie ozwie się ni echem,
Ni poszeptem, ni oddechem; —
Goździk, gdy się barwą pali,
Jak gwieździsty krzew korali;
Ptaszek, barwny strój gdy wdziéwa,
Jako arfę, co przygrywa
Szmerem wiewnej swojej fali
Śpiewom pieśni kryształowéj; —
Skała, słońcu gdy urąga,
Co zeń szatę białą ściąga,
Uroczysty strój majowy,
A nie złamie jej osnowy; —
Laur, gdy śniegiem ustrojony,
Aby narcyz rozpieszczony,
Co, choć stopy w śniegu kryje,
W górze włos zielony wije
I z promieni chce korony:
To zaranie purpurowe,
Słońce, strumień, róża, łany,
Ptaszek, piewca rozkochany,
Te uśmiechu łzy perłowe
I oddechy pól majowe,
Goździk, który kryształ pije,
Skała, co się w niebo wije,
Laur, z promieni wieńca chciwy —
Ach! to wszystko obraz żywy
Cząstki tej, dla której żyję! —
Widać rozum postradałem:
By inaczej się przedstawić,
Nowe-m szaty kazał sprawić,
Zapomnieniu mądrość dałem,
Mowę — w służbę nierozumu.
Sławę mą — na pastwę tłumu,
A łzom moim — uczuć tchnienie,