Pójdź, gdzie rozkosz ciebie wzywa.
Justyna. Rozkosz drogo opłacona.
Dyabeł. O! tam błogość jest prawdziwa.
Justyna. Przepaść, w której wolność kona.
Dyabeł. Tam jest szczęście.
Justyna. Śmierć straszliwa
Dyabeł. Próżno walczyć chcesz, zuchwała;
Mknij za mocy mej podnietą.
(Ciągnie ją gwałtem).
Justyna. Boże! Tobiem zaufała!
(Puszczając ją).
Dyabeł. Zwyciężyłaś mię, kobieto,
Boś zwyciężyć się nie dała.
Cypryan. Ty mi przyrzekłeś, że owoc zbiorę
Z ziarna nadziei, com zasiał w porę
W tych dzikich wzgórzach.
Dyabeł. Miej na uwadze,
Żem tylko przyrzekł, iż ją sprowadzę.
Cypryan. Tyś dać ją przyrzekł.
Dyabeł. Czyś jej w ramiona
Nie obejmował?
Cypryan. To tylko złuda.
To jej widziadło!
Dyabeł. To były cuda!
Cypryan. Czyje?
Dyabeł. On przyjął ją w swą opiekę.
Cypryan. Więc powiedz, czyje
Dyabeł. (Ze drżeniem) Nie chcę, uciekę!
Cypryan. Więc na cię sztuki twojej użyję:
Zaklinam ciebie, powiedz mi, czyje?
Dyabeł. Boga, co wziął ją w swoją obronę.
Cypryan. Wszak bogów tłumy są niezliczone.
Dyabeł. On nad innemi wszechmocnie włada.
Cypryan. Więc przed nim siła innych upada?
Więc przy nim władztwo ich jest zwodniczem?
Dyabeł. Nie wiem o niczem, nie wiem o niczem.
Cypryan. Zrywam umowę, wszystko się maże,
I w imię Boga tego ci każę
Powiedzieć, czemu chciał ją ratować?
Dyabeł. (Z przymusem). Aby bez zmazy cześć jej zachować.
Cypryan. Dobro najwyższe! On nie pozwala
Wyrządzać złego, od krzywd ocala.
Lecz cóż Justyna mogłaby stracić,
Będąc przed ludźmi tutaj ukryta?
Dyabeł. Czciąby to swoją mogła przypłacić;
Tłum się wszystkiego chytrze dopyta.
Cypryan. Więc wszystko widzi, rządzi wszechwładnie,
Że nawet przyszłą krzywdę odgadnie!