Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.
Dwaj przyjaciele.

— Et, co to wam kumie mówić o przyjaźni. Przyjaciele, przyjaciele! A ja wam nie wiem co w zakład postawię, że na świecie nie ma ani prawdziwej przyjaźni, ani przyjaciół prawdziwych. Nazwijcie mię, jak chcecie, gadajcie, co się wam żywnie podoba, ja swoje powtarzać będę! Bo i cóż to przyjaciel? Czy znajdzie się taki, coby was wspomógł w biedzie, w nieszczęściu poratował? Ot, jeżeli chcecie, to ja wam zaraz opowiem historyę, żebyście się przekonali, jak to dzisiaj nie warto liczyć na przyjaciela!
Wszak wiecie sami, w jakiej to żyłem przyjaźni z Chomą Wrzosem. Bo i jakże nie mieliśmy się pobratać! Obaj, jak wiecie, byliśmy parobkami, jakich nie wielu znajdzie się w siole. Chłopcy, niby dębczaki, młodzi, żwawi, krzepcy. Nie skrzywdził Bóg rodziców naszych na dostatku, ani nas samych na ochocie do pracy. Postroimy się bywało w niedzielę, jak Bóg przykazał, nie wstyd nam pokazać się między ludźmi. A dziewuchy! Ech, zwijałyż się koło nas, zwijały! Zwyczajnie, chłopcy dziarscy i nie z byle jakiego rodu.
Drużbowaliśmy tedy z Chomą, aż miło. Czy bywało w las po drzewo, czy w oczerety ze strzelbami na