Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

się — poczekajcie jeno, ja się wam przyznam do wszystkiego, nawet i łaski waszej prosić nie będę w sądzie. Kiedy już wisieć, to chyba lepiej za obie nogi.
— Przyznajesz się?
— To się rozumie.
— No, a gdzież ten zabity żyd? Jeszcześ go nie zakopał pod węgłem?
— Ale nie, nie!
— Więc gdzież jest?
— Leży jak byk w stodole.
— Chodźże i pokaż nam.
Wziąłem klucz, idziemy. Spojrzę, aż pod stodołą warta. No, chwała Bogu. I Wojtek tutaj, tem lepiej. A narodu na oborze, jak na odpuście.
Gruchnęło po wsi, że „drewniany filozof“ zabił żyda, żeby go zakopać pod węgłem. Idę jak z procesyą i uśmiecham się, a tu wszyscy: szu, szu, szu! jakby chcieli mówić: patrzajcie go, wieszać go będą, a on sobie pokpiwa z całego świata! Taki to już „drewniany filozof“.
Podchodzę do bramy, a dziesiętnicy ciągle koło mnie. — Otworzyłem...
— No, proszę, panie wójcie, ot tutaj żyd zabity!
Wójt spojrzał i oczy wywalił.
— A — a — a! cóż to?
— To samo, com wczoraj wiózł nocą. Skrzynka do rzezania sieczki!
Na to wszyscy jak nie zaczną się śmiać, to pewnie gdzieś aż w niebie słychać było. I dziesiętnicy, i przysiężny, i polowy, wszyscy, mówię wam, pękają od śmie-