Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

— A laski ci po co?
— Na szczęście.
— Tfu na twą głowę! Bierz i laskę, tylko za dzwonek mi 10 centów wróć.
— Wiecie co — rzekł Hawa — zaczekajcie wy tutaj w szynku, ja wam laskę natychmiast przyniosę, ja tylko tak, w pożyczkę ją biorę.
— No, dobrze — mruknął Staromiejski, idąc do szynku, by wypić szklankę piwa po takim dobrym targu.
— Oszachrował mnie żyd przeklęty! — mruczał sam do siebie, siedząc za stołem. — I czepce za psi grosz kupił, i laska wraz ze dzwonkiem przepadnie.
Ale mruczał to bez wewnętrznego przekonania, tak tylko, żeby mruczeć, gdyż w rzeczy samej rad był z targu, a za laską nie było co żałować — była prosta laskowa, i dzwonek nieszczególny, maleńki.
Hawa tymczasem, dostawszy czepce z laską w swoje ręce, pobiegł pomiędzy wozy, po targowiskach i podsieniach i takiego wrzasku narobił, wychwalając swój towar, że naród runął za nim, jak gdyby niedźwiedzia po mieście oprowadzano. Nie przeszło i pół godziny, a już Hawa rozsprzedał swe czepce nie po 20, ale po 25 centów.
— Dobre zdrowie wam, panie Staromiejski! — krzyknął Hawa, wpadając do szynku. — Macie waszą laskę.
— A czepce gdzie? — zapytał Staromiejski.
— Jakto gdzie? Zaniosłem do domu. Wiecie co, może wypijecie jeszcze szklankę piwa?
— Ta wypićby się to wypiło, ale pieniędzy niema. Trzeba nici na nowe czepce kupować.