Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

co z tego będzie. Będzie zarabiać furmanką — co on tam tego zarobi. I co to za zarobek: dziś jest, jutro go niema. A jeżeli się zarobek urwie, wtenczas można go będzie razem z innymi wziąć w ręce. Dla mnie jeszcze lepiej. Znajdę i dla niego robotę. Dobrze, niech i tak będzie. Niech się żeni, niech przystaje do tej kaleki, będę ich miał więcej!
— Tylko przedewszystkiem, Hawo — rzekł sam do siebie z ojcowskiem upomnieniem — nie spiesz się! Masz czas! Aby nie raptem! Nie chciej wszystko od razu zabrać, ale pomaleńku. Teraz jest dobry zarobek i dla mnie i dla nich — niech zarabiają, niech się cieszą, to nic nie zaszkodzi. Kto wie czy to długo potrwa. Zresztą potrwa czy nie potrwa. Skoro zobaczysz, że im grzebień zaczyna odrastać, trzeba tak zrobić, żeby trochę schudli. To im da poznać, że na świecie raz się wiedzie, drugi raz nie. Potem znowu ich trochę podniesiemy — będą wdzięczni – potem znowu na dół. A tam zobaczymy, co się dalej da zrobić. Ho, ho, jakoś to będzie. Chybaby nie kwitła, żeby nie rodziła!
— A tymczasem — miarkował dalej Hawa — trzeba się pilnie rozglądać za innymi interesami. Co tu interesów, ładnych interesów! Dalibóg, nie rozumiem, jak to tego nikt w ręce nie bierze. Żydzi pozasiadali po szynkach, skupują u bab jaja i masło — i myślą, że już Bóg wie czego dokazali. A co to za geszeft — jaja i masło? Tfu! Tu nie takie są geszefty, tylko umieć je wziąć w rękę. Ot w górach bojki woły wypasają — aj-aj-aj, jakie woły! Żydzi kupują je na jarmarkach i pędzą do Wiednia. Głupi! co na tem zy-