Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

nader ostrożnie i skrycie. A gdy po podpisaniu obu kontraktów wyszli z kancelaryi notaryusza, Fawel z rodzajem trwożliwego podziwu spoglądał na wysoką, chudą i ruchliwą figurę swego wychowanka.
— Ny, nieuroku go! — szeptał — z niego pewnie coś wielkiego będzie! Za moich czasów takich chłopców nie było. I pomyśleć, że to jeszcze szesnastu lat nie skończyło! Co to on pokaże ze siebie, gdy mu dwadzieścia minie!...
Hawa zaś, chowając do kieszeni swego chałata drogocenne dokumenty, dające w jego ręce na rok całą biedną rodzinę, szeptał:
— Bogu dzięki, Bogu dzięki! I to dobre na początek.