na roli, a teraz widzę, żem dobrze zrobił, bo i na czem tu pracować? Wiesz co, zostawaj sam na tej ojcowiznie i niech ci Bóg pomaga, a ja pójdę, skądem przyszedł, będę dalej pędził swój wiek w cesarskiej służbie.
I rzekłszy to, wcisnął bratu w dłoń wszystkie pieniądze, jakie uskładał podczas służby wojskowej na swe nowe gospodarstwo, całych czterysta reńskich, a sam spakował swe biedne manatki, poszedł znowu do komendy wojskowej i zameldował się, że chce służyć drugą kapitulacyę, tj. drugich lat dwanaście. Że był w służbie zdolnym, uczciwym i ogólnie lubianym, że miał szczególny talent osobliwie do wyuczania świeżo zaciężnych rekrutów musztry wojskowej, przyjęto go z radością i awansowano na führera, a potem nawet na feldfebla. Tak wysłużył Sporysz drugich lat dwanaście.
Tymczasem brat jego nie wybiwszy się z nędzy umarł, drobne dzieci jego rozeszły się po świecie, ojcowiznę rozszarpali obcy ludzie — co miał czynić stary wysłużony żołnierz? Do żadnej pracy zawodowej był niezdolny, do żeniaczki nie miał ani chęci ani potrzebnych zasobów, trafiła mu się służba rządowa, służba dozorcy więziennego, więc ją i przyjął chociaż niechętnie — przyjął, bo nie było w czem przebierać.
Od tego czasu minęło lat dwadzieścia. Sporysz postarzał się, posmutniał. Wyszedłszy z murów więziennych, ze służby, unikał ludzi, przesiadując całymi dniami w swej samotnej izdebce na drugiem piętrze, lub jeżeli pozwalała pogoda, odbywając dalekie marsze za miasto, w pole i w lasy. Tu tylko oddychał wolniej, napawał wzrok i serce pięknością przyrody. Wieczorem zaś szedł do
Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.