Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

zębami, bił rękoma o deski. Niedawna bladość ustąpiła miejsca gorączkowym rumieńcom, głowa i całe ciało jego były jak w ogniu.
Zawiadomiono dyrektora o chorobie klucznika. Dyrektor pospieszył do wartowni, przystąpił do nieprzytomnego klucznika i dotknął się go ręką, jak gdyby chciał go zbudzić. W tej chwili jednak Sporysz rzucił się gwałtownie na tapczanie i z wyrazem największej trwogi, przewracając krwią zaszłe oczy, znowu krzyknął:
— Pantałacha! Pantałacha!
I znowu zamilkł. Więcej nie można było z niego wydobyć. Przywołany z więziennego szpitala lekarz skonstatował zapalenie mózgu i kazał natychmiast przenieść Sporysza do szpitala, wyrażając zarazem wątpliwość, czy uda mu się pacyenta w tak podeszłym wieku przywrócić do zdrowia.
W szpitalu Sporysz pod wpływem zimnych okładów na chwilę przyszedł do przytomności i w urywanych słowach opowiedział dyrektorowi o owem harczeniu, jakie słyszał w kaźni. To była ostatnia jego jasna chwila. Wkrótce przeważył znowu stan gorączkowy i ku północy Sporysz zakończył życie w szpitalu.

X.

Dyrektor upadał ze zmęczenia. W towarzystwie trzech dozorców całego pół dnia robił rewizyę po wszystkich kaźniach tego kurytarza, na którym klucznikiem był Sporysz. Zabrano mnóstwo noży, szydeł, gwoździ, szachów robionych z chleba, kart robionych z bibuły, ołówków i tym podobnych zakazanych rzeczy, ale nic takiego, coby usprawiedliwiało podejrzenie, że