ktoś z więźni mógł piłować kraty lub sztaby. Przesłuchano wszystkich więźni, czy nie słyszeli podejrzanego harczenia, ale tutaj dyrektor sam z góry wiedział, że przesłuchiwanie jest daremnem i że żaden więzień, który nie chce przez towarzyszy być uznanym za „kapusia“ (szpiega) i na każdym kroku maltretowanym, nie powie prawdy, chociażby i słyszał coś takiego. I rzeczywiście, harczenia nie słyszał nikt.
Miałożby to być po prostu wypływem rozdrażnionej wyobraźni Sporysza? Ale z opowiadania klucznika mógł dyrektor wnioskować, że gdy Sporysz pierwszy raz słyszał owo harczenie, był jeszcze zdrów i wcale się niczego podobnego nie spodziewał. Przypuszczał dyrektor, że mógł się Sporysz pomylić w kaźni, przypuszczał, że posłyszawszy o tem co się stało, winny więzień mógł podać niebezpieczne narzędzie do innej kaźni, i dla tego zarządził rewizyę wszystkich kaźni i wszystkich aresztantów na raz. Rewizya pozostała bezskuteczną, a przedewszystkiem ważnem było to, że najstaranniejsze obejrzenie wszystkich krat i sztab nie wykazało nigdzie ani najmniejszego śladu piłowania.
— Tam do starego dyasa! — mruczał raz po raz dyrektor, spluwając z niecierpliwości. Był to jednak stary niedowiarek; w duchy nie wierzył, a zanim się uspokoić namyśli, że wszystko się Sporyszowi „przysłyszało“, chciał spróbować wszystkiego, co mogło doprowadzić do wykrycia prawdy. Postanowił więc jeszcze raz jak najstaranniej przeszukać kaźnię Prokopa. Lecz i tutaj przeszukiwanie do niczego nie doprowadziło. Dyrektor klął po czesku i nogą tupał, wreszcie wpadł
Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.