— Cóż to! zawołał zapominając się Józef, i zakipiał znów gniéwem; alboż moja Kasia nie umié prząść, szyć, tkać, siać, sadzić warzywo, hodować drób’, jak najlepsza gospodyni we wsi, jak jéj świętéj pamięci matka poczciwa, a moja nigdy nieodżałowana żona? a Andrzejek, czy równie dobrze nie orze, nie młóci jak jego bracia, a prócz tego nie strzela celnie, jak żaden ze wsi całéj? —
— A nadewszystko, rzekła słodko młoda i śliczczna jak róża panienka, uchylając drzwi chaty, nie ma lepszéj córki i lepszego syna nad Kasię i Andrzejka, we wsi całéj.
— Jak się ma wielmożna panienka, zawołał Józef ze łzami w oczach, ściskając w grubéj swéj dłoni delikatną rączkę, którą mu panna Zofia podała.
Ale my pannę Zofią miluchną Zosią nazywać będziemy.
Kasia i Andrzejek z uśmiéchem radosnym skłonili się Zosi.
— Przyszłam do was, kochany Józefie, z prośbą od rodziców, rzekła panienka trochę zakłopotana.
— A jakaż to prośba? spytał zdziwiony Józef.
— Oto, odpowiedziała Zosia, czybyście nie pozwolili Andrzejkowi uczyć się z Jasiem. Wprawdzie brat mój daleko od niego jest młodszy, ależ
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/05
Ta strona została uwierzytelniona.
— 2 —