— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, rzekła matka Zosi, stając na progu chaty.
— Na wieki wieków! odpowiedziała cała gromada, zrywając się na nogi.
— Jak się masz, Andrzejku, jak się masz Kasiu, jak się macie, kochane dziatki, rzekła zacna pani, witając całą gromadę. Otóż to dobrze, że was tu wszystkich widzę, mówiła daléj, bo właśnie chcę wam oznajmić, że w nowo wybudowanym domu, gdzie nie tylko jest pomieszczenie na szkołę, ale i mieszkanie dla nauczyciela i nauczycielki, pojutrze rozpocznie się nauka. Ksiądz proboszcz oznajmi to wsi całéj jutro, jako w odpust, z ambony, byście wasze dzieci, siostry, braci, krewnych dalszych i biédne siéroty, do szkółki na naukę przysyłali.
Kasia i Andrzejek krzyknęli radośnie, całując z uszanowaniem ręce pani, ale ani się domyślali, jaka łaska, jakie ich szczęście czekało.
— A czy wiécie, kto będzie nauczycielem i nauczycielką w szkółce, kto będzie pomagał Zosi uczyć dzieci, kto będzie jéj prawą ręką?
Wszyscy patrzeli się na panią i nikt zgadnąć nie mógł, kogo to szczęście spotka.
— Oto wam ich przedstawiam, rzekła pani, biorąc za rękę Kasię i Andrzejka.
— Ja? ja? krzyknęli razem Kasia i Andrzejek z niewysłowioném zadziwieniem; to być nie może!
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/08
Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —