— A niechże cię uściskam, kochany chłopcze, rzekł rozrzewniony Maciéj, wyciągając rękę do Mateuszka, który pochyliwszy się na jego piersi, rzewnie w objęciach starca zapłakał.
— Dałeś nam śliczną nauczkę, Mateuszku, rzekli gospodarze, tożeś gadał jak ksiądz, patrzcie no, dzieciuch, a zawstydził starych; ależ nie napróżno nosisz głowę na karku. Bóg ci zapłać, żeś nam przypomniał, co ksiądz Dobrodziéj powiedział; o tak, święta prawda: kto z Bogiem, to Bóg z nim.
A Mateuszek, jak sobie powiedział, tak téż i dotrzymał słowa. Całe cztéry niedziele ani pomyślał o karczmie, ale za to kiedy wrócił z Maciejem z kościoła, czytał mu głośno, równie jak jego żonie i córce, przystojnéj i udatnéj dziewczynie, po kolei Ewangielii święte, które się znajdowały w książce do nabożeństwa, lub pisemko dla ludu pod tytułem Kmiotek. Zaraz téż przez te cztéry niedziele oszczędził sobie całe dziesięć złotych. I w istocie pracował jak wół od rana do nocy. Maciejowi dobytku przybywało, bo Mateuszek chodził gorliwie około jego dobra, więc téż Pan Bóg mu błogosławił.
Maciéj widząc jak Mateuszek skrzętnie pilnuje jego dobra, zaczął się z nim obchodzić jak z rodzonym bratem. Maciejowa, poczciwa kobiéta, bardzo często odtąd nazywała go swoim synem, a nazwa ta słodką była dla duszy Mateuszka. Tymczasem grosz przybywał do grosza i coraz sutsze
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —