pachołkowi, toć to śliczne kieby róża, a pobożne jak Święta na obrazku.
I nie na żarty Mateuszek zaczął myśléć o własnéj chacie i żonie.
Z zaoszczędzonéj pracy uciułał sobie 300 złotych, toć to fortuna dla biédaka. Odzienie miał porządne, a do tego krówkę i kilka bieluteńkich owieczek. „Ojcze Macieju, rzekł dnia jednego Mateuszek do swojego gospodarza, bo od roku ojcem go nazywał, Bóg widzi, że mi was żal porzucić, aleć to człek pragnie już pracować na swoję rękę; chcę wystawić sobie chatę."
— Alboć ta zła, spytał się Maciéj, patrząc na Mateuszka z pod oka?
— Jakto? rzekł zadziwiony Mateuszek.
— A tak, czy zła, czy się wali? pokryj ją tylko świeżą słomą, wybiél, i obaczysz, jak wam w niéj dobrze będzie.
— Żartujecie sobie z biédaka, odrzekł Mateuszek ze łzami w oczach.
— A to mi biédak nie lada, co ma taką tęgą głowę, takie pracowite ręce i taką do tego łaskę Bożą nad sobą. Słuchajcie, mówił do niego po raz piérwszy z takiém uszanowaniem: kocham was jak syna, i córkę moję, najmilsze dziécię, chętnie wam oddam, bo jak widzę, wybyście nigdy nie śmieli prosić jéj sobie za żonę.
— A jak mi Bóg miły, nigdy, ojcze Macieju, ale gdy mi ją dajecie, to jakbyście mnie do raju
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —