Nigdy żaden biédny z próżnemi z jego chaty nie wyszedł rękoma; a ileż to razy jego konik przywoził księdza do chorych sąsiadów, ileż razy dopomaga im w pracy, ileż razy pożyczał własnego grosza. Bóg mu téż dwoił grosz jego i błogosławił mu w pracy. Prawda, że w przeciągu tego czasu ponosił i wielkie szkody, że ukochana Marysia ciężko chorowała, ale Bóg jak zasmucał, tak téż i pocieszał, wléwając do duszy Michała odwagę i nadzieję.
Pobożna Marysia, wywdzięczając się Bogu za jego łaskę, w niedzielę i w święta uczyła czytać i pisać wiejskie dziéwczęta, otrzymując w nagrodę błogosławieńswo rodziców tych dziatek.
Jednego letniego wieczora w niedzielę, Michał z żoną i córką siedział na progu chaty. Wszystko troje od jakiéjś chwili nie wymówili ni słowa, patrząc się wesoło na piękny świat Boży. Wtém dzwonek z parafialnego kościołka wezwał na Aniół Pański. Michałowie złożyli ręce, a Marysia uklękła na murawie przed chatą i półgłosem odmawiała Aniół Pański.
Już dawno dzwonek przebrzmiał w powietrzu, a Marysia nie powstaje z murawy i porusza ustami, patrząc w niebo. „Dziękuję ci, Matko Boża, wymawia w końcu głośno pobożna dziewczyna, żeś nam uprosiła u Syna Swojego zmiłowanie Boże.“ Na te słowa oboje Michałowie padli na kolana przy ukochanéj jedynaczce swojéj: łzy ich zmięszały się ze łzami niewinnéj dziewczyny. Nie mogli oni wymówić słowa, by głośną do Ojca litości posłać mo-
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —