Nakoniec dziewczynka niespokojna i znudzona długiém oczekiwaniem, otuliwszy śpiącego Jasia w kolébce, wzięła za rękę małą Rózalkę, a zarzuciwszy na siebie sukmankę, wybiegła na spotkanie rodziców. Na nieszczęście Magdusia nie zamknęła dobrze drzwi, które odemknęły się zupełnie. Mroźny wiatr obejmuje twarz Jasia, dziécię się budzi i rzewnym płaczem napełnia chatę. Ale płaczu jego nikt nie słyszy, bo chata Jakóbów leży we wsi okolonizowanéj i dosyć daleko stoi od chat sąsiadów. A tym czasem Magdusia bieży drogą, trzymając za rękę lekko odzianą Rózalkę. Łzy biédnym dzieciom płyną po twarzy i marzną na sukmankach, bo mróz trzaskający. Już Magdusia chce się wrócić do chaty, ale w pośpiechu zeszła z gościnca i drogi w żaden sposób znaleźć nie może. Próżno krzyczy i płacze, jéj krzyki i płacz rozpaczliwy zagłusza wiatr okropny.
Magdusiu, spać mi się chce, woła Rózalka, padając z jękiem u jéj nóg; Magdusia spłakana, zmęczona, porywa na ręce skostniałą siostrzyczkę, ogrzéwa ją swoim tchem i otula sukmanką, a dziécię pochyla główkę na jéj piersi zbolałe, by się obudzić, niewinnym aniołkiem, na łonie Matki Bozkiéj, która małą męczennicę wprowadzi do chwały wiekuistéj.
Magdusia szła jeszcze kilka kroków, z trudnością dźwigając martwe już zwłoki Rózalki. W tém potknęła się i upadła. O Boże! Rózalka nie żyje, krzyknęła głosem rozdzierającym i spojrzała w niebo,
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —