Pobłogosławiwszy dary Boże, sam usiadł do stołu, przyjmując z rąk Marcina nalaną szklankę piwa.
— Miłoć to patrzéć na was teraz, dziatki kochane, mówił; tak mi się wydajecie weseli, uradowani, taki pokój Chrystusowy panuje na waszych czołach, że oczu od was oderwać nie mogę. A wiécież wy, dla czego taka święta radość na licu waszém? bo Bóg osiadł w sercach waszych, żeście rękę miłosierną podali wdowie i jéj siérotom. Gdyby Marcin nie był pojechał po doktora, gdybyście nie byli się złożyli chętném sercem, i prócz grosza, który Bóg pobłoposławił, nie byli ofiarowali pracy swojéj, nie byli zżęli roli wdowiéj, dziś wdowa ta, co was błogosławi z uśmiéchem, co patrzy z wami na miły świat Boży, byłaby może w trumnie pod ziemią; chatę byliby zabrali wierzyciele, a biédne sieroty, które dziś, dzięki waszemu świętemu miłosierdziu, skaczą na jéj kolanach i uśmiéchają się do was, teraz zgłodniałe, zziębnięte skrapiałyby smutnemi łzami świéżą jéj mogiłę.
— A powiédzcie mi dzieci moje, dużoż to was kosztowało, żeście się zmiłowali nad biédną wdową? Konie Marcina nie spracowały się wiele, że zrobiły mil kilka, a dobytek wasz nie zubożył się także, żeście z niego maluchną cząsteczkę wdowie i siérotom oddali; przeciwnie, zaskarbiliście sobie większe skarby u Rozdawcy wszelkiego dobra, bo skarby niebieskie.
— O! wierzajcie mi, bracia kochani, że gdyby
Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —