Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

Pani dobrodziejko, cóż znaczy ta cisza?
Czy ma zwiastować burzę, czy też... nie chcę się domyślać reszty, i jak na teraz, chociaż niepytany i nieproszony, odzywam się. Trzeba przyjść przecież do jakiegoś porozumienia, do konkluzyi, do wniosków stanowczych, trzeba postawić kropkę nad i.
A więc opiszę Pani krótką historyjkę z prawdziwego zdarzenia, z życia, bynajmniej nie z fantazyi, gdyż trzymam się warunków naszej umowy, na mocy której wszelka fantazya z tych listów stanowczo została wykluczona.
Tym razem materyału dostarczy nam nie oficyna, do której pani widocznie coś cierpi, nie chłopska chata (miała ją Pani Dobrodziejka studyować), ale front. Front, szanowna Pani, pierwsze piętro, ośm pokoi ze wszelkiemi wygodami, łazienka, marmurowe schody, stylowe meble, dywany, portyery, rzeźby obrazy... To już nie piwnice przecież, ale „świat.“ W apartamencie, o którym mowa, mieszka małżeństwo. Żyją z sobą ci państwo siedm, czy ośm lat... ale przepraszam, źle się wyraziłem, powinienem był powiedzieć: żyli z sobą siedm, czy ośm lat, gdyż obecnie rozeszli się. W apartamencie pozostał pan, pani zaś przeniosła się na mieszkanie do swych rodziców, zabrawszy z sobą czteroletniego panicza — bo jest i panicz.
Rozstanie się nastąpiło wedle wszelkich form prawnych; już jest separacya, teraz toczy się proces