Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

tów, że mimowoli zacząłem je śledzić oczyma. Jedna smuga powiewna wydała mi się ogonem gazowej sukni balowej, inna — welonem ślubnym, w którego zwojach zaczęły mi się ukazywać blade twarzyczki znajomych mi kobiet. Przesuwały się one zwolna, nie budząc silniejszego zajęcia, gdy wtem płomień latarni drgnął, zwoje dymu splotły eteryczne kółko, niby wstęgę srebrzystą, niby wieniec z muślinu, a w głębi tej mistycznej ramki ujrzałem najwyraźniej dwoje czarnych oczu, wpatrzonych we mnie, palących a łzawych.
Gdzie ja te oczy widziałem?!...
Zacząłem myślą przebiegać wspomnienia, i oto, naraz znalazłem się na ostatnim balu w Resursie, wśród dźwięków orkiestry, na tle barwistych ogonów i czarnych fraków. „Tam ją ujrzałem“ — lecz wcale nie rozkochany, byłbym pozwolił jej przesunąć się bezkarnie po horyzoncie mego życia, gdyby nie zdanie jednego znajomego, który ją nazwał najpiękniejszym kwiatem z tego wieńca wdzięków naturalnych i sztucznych. Od tej chwili zacząłem ją śledzić wzrokiem, a trzeba dodać na moje potępienie, że chętnie z nią tańczyłem, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, co czynię. W tej chwili czułem, że mogło się to trafić tylko takiemu safandule, jakim ja się stałem, stroniąc od wszelkich towarzystw kobiecych i towarzysząc moim kuzynkom jedynie z po-