Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

stkę wkoło siebie. Dopiero w tej chwili, gdy obłoki dymu pierzchły i gdy zacząłem rozważać senne zjawisko czarnych oczu, uczułem jakby ukłucie elektrycznej iskry i, uderzając się w czoło, zawołałem:
— Płochy młodzieńcze! jakże mogłeś tak prędko zapomnieć!...
Prawda! spotkałem ją nawet wczoraj, gdy z matką wracała z kościoła, a w powitaniu jej przyjaznem, choć krótkiem, rozpoznaję teraz cień wyrzutu. I ja mogłem tego nie rozumieć! Nie, tak być dłużej nie może. Gdzie moje kołnierzyki, krawaty, rękawiczki!... Ubieram się i — idę.
Panna przyjęła mnie swobodnie i wesoło, a mama uprzejmie, jak zwykle. Ja, przeciwnie, czułem, że jestem nudnym, byłem jak nieswój, prowadziłem rozmowę zbyt poważnie i urywanie tylko; zdawało mi się bowiem, że wszystko, co mnie otacza, inaczej się dziś przedstawia. Czerwony obrus w białe kwiaty nigdy nie leżał tak krzywo, jak dzisiaj. Wpatrywałem się w jego fałdy, skubałem jego brzegi i czułem nieprzepartą chęć sprostowania jego rogów, tak jak gdybym miał prawo gospodarowania w tym obcym dotychczas dla mnie domu. Gdym spojrzał na lampę, żałowałem, że nie filuje, bo miałbym w tem wielką przyjemność, gdybym mógł przykręcić jej śrubkę; czułem, że byłoby to niejako rozszerzeniem moich atrybucyi w tym domu. Ale lampa paliła się najprzy-