Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

Jedna tylko rzecz skłoniła mnie nareszcie do wyjścia, a była nią myśl, że, żegnając się, będę miał sposobność powtórnie ucałować rączki mojej przeciwniczki, której zarzuty stawały się coraz słabsze, a spojrzenia coraz niebezpieczniejsze.
Biegłem do domu tak, jakby mnie kto na sto koni wsadził; nuciłem wyjątki z oper i walce Straussa, a cały świat wydawał mi się marną figurą wobec uroczego wspomnienia, nie opuszczającego mojej wyobraźni. I jak pierwej pytałem: wojna, czy pokój? tak teraz jedna tylko zajmowała mnie kwestya: kocha, czy nie kocha?
Ażeby ten problemat rozstrzygnąć, zacząłem rozważać, co to jest miłość i jak się ona poznaje. Najzabawniejszem jednak z tego wszystkiego było to, że zamiast spojrzeć na samego siebie i metodą obserwacyi dojść do wniosków, jak się miłość objawia, zacząłem kombinować różne metody teoretyczne i różne drobne okoliczności z zachowania się mojej panny, nie myśląc wcale o tem, żem sam był już zakochany po uszy.
Metoda, którą wreszcie wybrałem, była następująca:
Trzeba sprawdzić, czy panna daje mi pierwszeństwo przed innymi.
W ciągu kilku tygodni, w których odwiedziny moje częściej się powtarzały niż zwykle, pod prete-