Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

Panna zarumieniła się zlekka i odpowiedziała, pokrywając zmieszanie uśmiechem:
— Nudziło mi się w domu, więc zaczęłam się uczyć drzeworytnictwa...
Jakiś rozkoszny dreszcz przebiegł mnie po ciele. Już miałem wymówić wyraz: „dziękuję,“ gdym spostrzegł, że popełniłbym głupstwo, i ugryzłem się w język.
— Czy pan nie pochwala tego zamiaru? — spytała ze swej strony.
Zamiast odpowiedzieć, spojrzałem jej w oczy i spojrzenia nasze złączyły się na chwilę krótką, ale tak rozkoszną, że jej chyba w piekle nie zapomnę. Milczenie moje żenowało ją widocznie i, chcąc je przerwać, zagadnęła nagle:
— Ale pan, jak widzę, zapomniał o przyrzeczeniu i wcale nie myśli o dalszym ciągu listów, a ja i mama jesteśmy bardzo ciekawe, co nam pan powiesz o harmonii duchowej w małżeństwie.
Przyrzekłem poprawę, a żegnając się, pocałowałem podaną rączkę przeciąglej niż zwykle.
Wychodząc, widziałem jeszcze przez uchylone drzwi salonu, jak stała jedną ręką o stół oparta, spoglądając zamyślonemi oczyma na dłutka i drzewka, rozrzucone koło poduszeczki.
Oj te oczy, te oczy!