Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

mu od kilku tygodni; radaby więc rozerwać się i ludzi zobaczyć; jest przytem pewną, że i mężowi zrobi to przyjemność. I oto na progu wita go radosnym uściskiem:
— A! jesteś przecie! Wiesz co, była Emilka z mężem i prosili nas koniecznie na wieczór. Pójdziemy, prawda?
Następują uwagi i perswazye; mąż powiada, że nigdy nie ma spoczynku, że pracuje dla niej, a ona nie dba o jego wypoczyenk; żona zaś utrzymuje, że właśnie on nic nie dba o nią, że zawsze wtedy chce siedzieć w domu, kiedy ona wyjśćby chciała i t. d.
Takie sceny powtarzać się mogą codziennie, a przyznasz Pani, że to wcale niezabawne.
Tymczasem, któż temu winien? — Właściwie nikt. Trzebaby być niesprawiedliwym, żeby którejkolwiek stronie przyznać większą słuszność niż drugiej. Dlaczego? — Bo ludzie ci nie odczuwają nawzajem swoich stanów duchowych, nie uwzględniają różnic, jednem słowem, nie mają psychologicznego współczucia. Tu już nie chodzi o współczucie zwykłe, o litość, o troskliwość i t. p. przymioty, gdyż te znalazłyby się z pewnością, gdyby mąż zachorował, gdyby żona miała jakieś zmartwienie, lub gdyby jedno z nich narażone było na niebezpieczeństwo, a choćby tylko na przykrość ze strony obcych; ale tu chodzi o owe mniej więcej dotykalne różnice w chwilowem usposo-