Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

dek, i w najlepszym razie zawsze brakować będzie choćby małej cząsteczki tej pogody duchowej, jaką daje spójnia stosujących się do siebie potrzeb i wymagań moralnych, na podstawie psychologicznego współczucia.
Tymczasem w pierwszej epoce nic łatwiejszego, jak wyrobić je w sobie: trzeba tylko wiedzieć o tej potrzebie, czuć w niej warunek zadowolenia na przyszłość i częściej myśleć o usposobieniu i potrzebach moralnych drugiej osoby; nie tylko o tych, które dla wszystkich są widoczne, lecz i o tych także, które tylko kochające serce w głębi duszy odkryć potrafi. Wtedy i na pokazanie nowego kapelusza, i na upomnienie służącej, i na zabawę wieczorną znajdzie się, a raczej odczuje czas odpowiedni; zajęcia i rozrywki rozłożą się w sposób, dla obu stron dogodny, i nigdy nie przyjdzie do stanowczej kolizyi pragnień, do zerwania harmonii duchowej.
Zarzucisz mi Pani może, że jest to obraz idealny, że zupełna jedność uczuć i woli, a tem samem i niewzruszona stałość pogody małżeńskiej jest niepodobną. Ale ja też wcale nie myślę żądać takiej monotonnej jedności. Owszem, przyznam się Pani, że miłość, oparta na zupełnej abdykacyi z odrębnych pragnień jednostkowych, wydaje mi się czemś niesłychanie nudnem i martwem, czemś w rodzaju średniowiecznej muzyki, nie znającej akordów dysonansowych. Niechże mnie Bóg broni od takiej ślamazarnej miłości!