Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

— Ależ można, powiadam panu. A co do nadziei...
— Więc mogę mieć nadzieję?... — pochwyciłem w zamyśleniu.
— Możesz pan mieć cały obrazek, gdy go skończę i każę odbić. — A mówiąc to, spojrzała mi filuternie w oczy, jak gdyby nigdy nic.
Byłem rozdrażniony i postanowiłem rozpocząć eksperyment, żeby raz przecie wiedzieć, czego się mam trzymać. Miałem już przygotowany pierwszy frazes, gdy tymczasem ona wyprzedziła mnie:
— Bardzo jestem ciekawa, czy też pan się kiedy ożenisz?
— Dlaczegóżby nie. Właśnie...
— Co właśnie?
— Właśnie chciałem się pani zwierzyć, jako życzliwej dla mnie, i prosić o radę...
Słowa z trudnością przechodziły mi przez gardło, bo nie przywykłem do kłamstwa, ale postanowiłem zrobić swoje i mówiłem dalej:
— Znam pewną panienkę, bardzo ładną, bardzo wykształconą i...
Czarne oczy, które podczas tych słów były spuszczone, podniosły się teraz poważnie i patrzyły we mnie ze zdziwieniem.
— I bardzo ją pan kochasz? — spytała.