Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/15

Ta strona została przepisana.

nie spodziewam się z racyi tego powrotu niczego dobrego.
Ojciec potwierdził:
— Niewątpliwie, niewątpliwie, z jego usposobieniem życie codzienne rajem nie będzie.
Zamyślił się na chwilę, potem dodał:
— Płyną stąd jednak pewne korzyści moja droga! Pobyt proboszcza u nas może przynieść korzyści... i to znaczne... znaczne!
Matka wzruszyła ramionami i odrzuciła żywo:
— Korzyści?... I ty w to wierzysz?... Zresztą on drwi sobie z rodziny, podobnie jak z odprawiania mszy świętej... czyż choć raz przysłał malcowi, swemu siostrzeńcowi za grosz choćby zabawkę?... Albo czyż jednem choćby słowem podziękował ci za trud pielęgnowania gdy był chory, za te wszystkie noce spędzone u jego łóżka z zaniedbaniem własnych spraw?... Mówiłeś: »Da nam piękny prezent«. Ha, gdzież to ten jego prezent?... A zające, a bekasy, a tłuste pstrągi, a wszystko to, czem go napychaliśmy!... To wszystko cośmy sobie od ust odejmowali dla niego! Zachowywał się, jakby mu się to należało...
— Hm, trudno!... — przerwał ojciec — Mieliśmy jaknajlepsze zamiary!
— Głupstwo, byliśmy głupcami, daliśmy się za nos wodzić... To zły człowiek, zły brat, zły ksiądz, to jest istota obrzydliwa! Wraca do Viantais zapewne dlatego, że niema już nic, że wszystko