Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/206

Ta strona została przepisana.

sprzedał naraz wszystko co miał i wyjechał do Paryża.
Przez ciąg sześciu lat nie dał znaku życia. Nie wiedziano, czy żyje, czy umarł, co robi? Ojciec mój usiłował zasięgnąć jakichś wieści. Czynił to kilkakrotnie, zawsze jednak nadaremnie. Dowiedział się tylko, że stryj Juliusz samowolnie, bez upoważnienia opuścił swą parafię i na tem się skończyło. Ilekroć pan Bizieux, właściciel galanteryjnego handlu w Viantais, wyruszał do Paryża na zakup towarów, ojciec zalecał mu zawsze, by pytał, rozglądał się po ulicach... Któż wie?... Czasem przypadek!...
Pan Bizieux powracał:
— Widziałem przecież — mówił — taką masę ludzi!... O, oto w Paryżu chyba nie trudno... Ale nigdzie nie dostrzegłem księdza Dervelle!...
Raz na ulicy Grenelle wydało mu się, iż spotkał kogoś dyabelnie podobnego. Ale to była omyłka... Drugi raz... w kawiarni...
W kawiarni! — wtrąciła moja matka — to na niego całkiem wygląda!...
Wreszcie ojcu wydało się, że znalazł najlepszy sposób. Napisał list i zaadresował go w ten sposób:
»J. E. Najprzewielebniejszy Ksiądz Arcybiskup paryski — z prośbą o doręczenie ks. Juliuszowi Dervelle, proboszczowi z Randonnai

Paryż«.