podróżną, udał się stryj Juliusz do niebieskiego pokoju, przygotowanego na jego przyjazd.
Szedł po schodach z trudnością, a znalazłszy się w pokoju długo nie mógł złapać tchu. Prócz tego był podrażniony. Od kiedy przekroczył próg starego domu, który babka nam zapisała w spadku i gdzie mieszkaliśmy od jej śmierci, dziwna zmiana zaszła w jego obejściu.
Na co spojrzał, widocznie go martwiło i gniewało. Czy żałował, że to wszystko nie jest jego własnością?... Czy może wspomnienia przeszłości, które mu te sprzęty na myśl przywodziły, ukazywały mu jaśniej i okrutniej pustkę beznadziejną zmarnowanego życia? Chodził zniecierpliwiony po pokoju, targany dawną urazą i nie zwracał uwagi na słowa brata, który mówił:
— Tuśmy cię umieścili... gdyż pokój ma okna na południe. Masz stąd bardzo piękny widok na Saint Jacques... Ot widzisz, tutaj szafka w murze... tam... wszak pamiętasz, umywalnia... Odświeżyłem potrochu cały dom... Ach, doprawdy mój drogi... serdecznie się cieszę tobą!... Nie trzeba ci gorącej wody?
— Nie — odparł stryj Juliusz.
Powiedział to głosem twardym, który zabrzmiał jak policzek. Ale ojciec nie zważając na to ciągnął dalej:
— Dzwonek tam, w alkowie... Możesz..
Przerwał mu stryj nagle:
Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/222
Ta strona została przepisana.