Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/234

Ta strona została przepisana.

noszenia najdrobniejszych a niepokojących pozorów, nawyczek odmiennych, do rozmiarów grzechu, z łatwością robienia z małych rzeczy potworności, matka moja myśląc o księdzu Juliuszu, zaraz występek jakiś straszliwy łączyła z jego imieniem. Tak była poruszoną, iż zapomniała się i w mej obecności rzekła:
— Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby przywiózł sobie z Paryża utrzymankę.
Ojciec zaś pod wrażeniem historyi mordercy Vergera i bomb Orsiniego, ledwie że nie zaczął podejrzywać, iż ksiądz Juliusz pracuje nad jakimś zamachem i konstruuje maszyny piekielne, otoczony prochem i materyałami wybuchowymi.
Ksiądz Juliusz odprawiał mszę rano o godzinie siódmej. Trzy krótkie uderzenia dzwonka, potem chwila mruczenia, gest błogosławienia, kilka przyklęknięć, gest picia, jeszcze trochę mruczenia i już było po wszystkiem. W chwili, gdy nadbiegali zadyszani parafianie, oficyant zdążał już ku zakrystyi, chwiejąc opróżnionym z ciała i krwi Pańskiej, nakrytym haftowaną kapą, kielichem. Potem zaraz wracał do domu.
W nadziei dowiedzenia się czegoś, a może w zamiarze zbliżenia się, choć się do tego nie przyznawała, matka moja poczęła regularnie uczęszczać do kościoła na mszę ks. Juliusza.
— To dużo wygodniejsze dla zakupienia pro-