czepiając się rospaczliwie każdego słowa kuzyna, które nie było: kroćset tysięcy...
— a gdy rozmawia, cóż mówi? Czy się skarży? Wspomina co o Paryżu... o nas?
— On?... Ha, ha, ha, droga kuzynko, to jest kroćset tysięcy starych furgonów!
Wreszcie raz powiedział nam, że był w bibliotece. Dodał nawet, że widział książki, że ich dotykał, że stryj Juliusz pokazywał mu dzieła rzadkie, bardzo rzadkie i bardzo drogie... i zakończył chwiejąc głową:
— O moi drodzy, to jest biblioteka... kroćset tysięcy starych furgonów!
Więc jeden jedyny kuzyn Debray z całej rodziny nietylko bywał u księdza Juliusza, ale miał wstęp do biblioteki... do owej tajemniczej biblioteki, na której drzwiach widniał napis: Wstęp wzbroniony... do biblioteki, gdzie dotąd niczyja nie postała noga, ni Servierów nawet... Ale nie dość na tem... nietylko był tam, ale ksiądz Juliusz pokazywał mu książki, kładąc nacisk na ich cenę i rzadkość.
— A kuferek? — spytała zrospaczona matka. — Czy widziałeś też i kuferek?
— Nie! — odparł kuzyn i potem już aż do dziesiątej klął bez przerwy.
Rodzice nie słuchali go wcale, zamyśleni byli głęboko, a kuzynek klął dalej, muskając swe siwe
Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/262
Ta strona została przepisana.