wyciśnięty jakby z ściągniętych warg, drganie całego ciała, ukłony różnorodne, skomplikowane, niezdarne gesty i pozy pretensyonalne. Wyglądała jak manekin poruszany mechanizmem, który wadliwie funkcyonuje. Miała pasyę zwracania bezustanku uwagi wszystkich na siebie, ciągle się skarżyła na jakieś niedomagania, to w głowie, to w brzuchu, to w piersiach, wzdychała, dmuchała i zawsze w końcu prosiła, by jej dozwolono rozpiąć gorset.
Uf! — odsapywała. — Nie ciśnie mnie właściwie... przeciwnie... ale muszę państwu powiedzieć, że co wieczora, punktualnie o tej godzinie wzdyma mnie... wzdyma... do podwójnej objętości... To niepokoi... muszę państwu powiedzieć..! Cóż pan na to, panie Dervelle?
— Trochę dyspepsyi niezawodnie — mówił ojciec — żołądek przypuszczam funkcyonuje dobrze... regularnie?
Pani Robin spuszczała oczy i mówiła sznurując usta:
— Mój Boże... naturalnie... rozumie się... to jest, niemal zupełnie dobrze... Właściwie... ach jacyź ci lekarze! Jakież zadają pytania? To odziera życie z czaru poezyi... nie prawdaż droga pani?... Doprawdy za nic nie chciałabym być lekarzem... Należy z wyższego brać rzeczy stanowiska, a przytem ci chorzy!... Ach nienawidzę chorych... zdaje mi się, że patrzę na zwierzęta!...
Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/35
Ta strona została przepisana.