Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/64

Ta strona została przepisana.

twarzą i siną tonzurą kręcił się niespokojnie, nerwowo w swej stalli. W ławkach kolatorskich siedzący członkowie komitetu kościelnego zamyśleni zakryli twarze rękami i podparli pięściami brody. Łkania jeszcze tłumione wybuchały tu i owdzie odpowiadając sobie z różnych stron... Ksiądz Juliusz zakończył gorącą, namiętną prośbą:
— Drodzy bracia i wy także drogie siostry w Panu! Jeśli w sercach waszych uczuwacie litość nad nędzarzem, który oto wobec was kaja się ze swoich błędów, zechciejcie, gdy dzwon uderzy na Anioł Pański i gdy na świętej ziemi uklękniecie wieczór do modłów u stóp starego krzyża, włączyć me imię w poczet ukochanych, których śmierć opłakujecie, w poczet imion, owych biednych, zbłąkanych, o których nawrócenie błagacie Boga! O niech śpiew modłów wznoszący się z wszystkich piersi grzechy moje zaniesie do stóp tego, który sądzi i przebacza, niech głosi iż syn niegodny łaknie nawrócenia, że przysięga czcić póki życia święte imię Ojca i pracować na chwałę i potęgę niezwyciężonego Kościoła Jego...
Gdy zstępował ze stopni kazalnicy łkania dotąd tłumione wybuchły. Cały kościół drżał od chaotycznych, to głuchych to ostrych dźwięków. Rozlegał się bełkot zawodzenia, jęki i pokrzykiwania, jakby zerwała się z łańcuchów gromada zwierząt dzikich. Za zbliżeniem się księdza Juliusza pochylały się głowy i twarze zroszone łzami, jak gdyby