niej, także wówczas, gdy prasa Stronnictwa jednoznacznie wypowiadała się za utrzymaniem obu izb przewidzianych przez konstytucję marcową. Jeszcze w przeddzień posiedzenia Rady Naczelnej, które zwołano na 26 maja, opinie były podzielone, a większość z NKW przychylała się do głosowania „trzy razy tak“. Do działaczy, którzy przeważyli szalę na rzecz „policzenia się“, należał przede wszystkim sam Mikołajczyk, który wprawdzie uznał, że „nie należy oczekiwać na cuda” i liczyć na wojnę („aczkolwiek może być za lat 10 czy 15”), ale jednocześnie stwierdził, że „jeżeli się chce, żeby o nas [na świecie ― A. P.] myślano ― trzeba dziś walczyć”[1]. Członkowie Rady Naczelnej byli zdeterminowali podobnie jak lider partii, ostatecznie więc podjęto decyzję o wezwaniu członków i sympatyków Stronnictwa do głosowania „nie” na pierwsze pytanie i „tak” na pozostałe.
Kilka dni wcześniej kierownictwo SP, głęboko podzielone, zostawiło swym członkom swobodę decyzji w kwestii odpowiedzi na pierwsze pytanie, przy odpowiedzi twierdzącej na pytanie drugie i trzecie. Jednak zdecydowanie przeważająca w tej partii orientacja chrześcijańsko-demokratyczna (z Karolem Popielem na czele) opowiadała się za rozwiązaniem identycznym jak PSL. O plebiscytarnym, konfrontacyjnym charakterze referendum zdecydowały zresztą już wcześniej ugrupowania konspiracyjne (m.in. postakowskie Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, WiN), które wzywały do głosowania „nie” na dwa pierwsze pytania bądź na wszystkie, lub wręcz do bojkotu referendum.
Choć Gomułka wobec elity pepeerowskiej twierdził, że „mamy poczucie siły oparte na materialnej podstawie”[2], niedawno ogłoszone dokumenty[3] poświadczają, iż w kierownictwie PPR panowała atmosfera niepewności, zwłaszcza co do frekwencji. W kierownictwie PSL,