— Nigdzie. To-day is Sunday. (Dziś jest Niedziela).
Sunday! Będę więc obiadował w hotelu i na większą chwałę Boga, płacił cztery razy więcej, niż w dzień powszedni.
Ale oto godzina 11. Na ulicy robi się ruchliwiej, cab’ów wprawdzie i omnibusów, jak nie było, tak nie ma, ale na trotoarach snują się procesye ludzi. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Wszyscy ciągną w jedną stronę, każdy ma niewielką książkę w ręku.
Gdzie dążą te procesye?
Do kościoła.
Podążam i ja za niemi.
Przechodzę most, Canongate, High-street i jestem na placyku przed kościołem St. Giles. Na wieży wskazuje zegar trzy kwadranse na jedenastą, kwadrans więc czekać trzeba pod gołem niebem, zanim wrota otworzą. O, bo w Edynburgu są porządni, bardzo porządni, przybytki pańskie stoją tam otworem wtedy tylko, kiedy odbywa się służba boża. A służba boża w kościele St. Giles, trwa od 11 do 1, przedtem do kościoła wejść niepodobna. Czekam zatem najcierpliwiej w świecie, i przez ten czas lustruję okiem wszystkich, którzy tu przyszli złożyć hołd Panu.
Towarzystwo z inteligencyi, ale jakżeż od naszego, dążącego do kościoła, różne. Podczas
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.
— 122 —