opuszcza w pociągu, a gdy chcesz umysł oderwać od tego, co cię otacza i skierować ku obranemu przedmiotowi, możesz to tu tak dobrze uczynić, jak w wygodnym fotelu we własnym gabinecie. To też chętnie zawsze stawiam nogę na statek, chętnie burzliwemu żywiołowi powierzam losy moje, a każda dłuższa czy krótsza przejażdżka po morzu, napawa mnie nieopisanem zadowoleniem, każde po niej stąpnięcie na ląd, przejmuje mnie nieopisanym smutkiem. I nic dziwnego. Tu bo zawisły jak ptak między niebem a ziemią, czuję się dopiero prawdziwie wolnym, tu dopiero mogę wyzwolić ducha mego z więzów krępujących go na lądzie, tu oddycham pełną piersią, żyję życiem pełnem. Mimowoli stają mi tu zawsze na myśli słowa największego poety, bezmyślnie niemal usta moje szepcą je, i teraz, gdy się wpatruję w dal bezbrzeżną i szarą:
„I mój duch, masztu lotem buja wśród odmętu,
„Wzdyma się wyobraźnia, jak warkocz tych żagli,
„Mimowolny krzyk łączę z wesołym orszakiem;
„Wyciągam ręce, padam na piersi okrętu
„Zdaje się, że pierś moja do pędu go nagli:
„Lekko mi, rzeźwo! lubo! wiem, co to być ptakiem“.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Podróż z Vlissingen do Queenboro trwa siedm godzin. Na jaką godzinę przed przybiciem do tej ostatniej przystani, kołysanie statku się zmniej-