kołatał przecież ciągle do serc zatwardziałych, czyż podobna więc, aby nie zrobił nic? To też zrobił, i dziś jeżeli pusto jest i głucho w takim Edynburgu w Niedzielę rano, a pełno jedynie w kościołach, jeśli po ulicach miasta i po trakcie prowadzącym do Queensferry, jeżdżą tacy tylko bezbożnicy jak ja, to zasługa to tych pobożnych zgromadzeń, które oplótłszy nitką pajęczą kraj cały, cicho i głośno, publicznie i prywatnie, na kazalnicy i takie mi właśnie kartkami wołają do każdego zosobna i do wszystkich razem: „pamiętaj, abyś dzień święty święcił“.
Ale ja pojechałem do Queensferry. Zobaczyłem budujący się na Forthie most, przeszedłem się po ulicach modlącego się jak Edynburg miasteczka i nad wieczorem powróciłem do stolicy. Z kolei więc rzeczy, opisać muszę jak Edynburg wygląda w Niedzielę, gdy zmrok zapadnie.
Wysiadam na ulicy High street, niedaleko gmachu parlamentu. Hansom-cab, jakby zawstydzony tem, że jeździł ze mną, powoli oddala się w stronę Canongate i Holy rood. Na ulicy jakby wymiótł. Nigdzie konia, nigdzie człowieka, w oknach tylko spostrzegam twarze niewieście schylone nad czytaniem biblji. Nagle dolatuje mnie z boku głos. Oglądam się i widzę gromadę ludzi, w środku której jakiś mężczyzna średnich
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —