nowo pod górę, to spadają na łeb na szyję na dół, wreszcie w kilku miejscach rozstępują się gwałtownie, aby dać miejsce lustrom białych i tajemniczych, jak marzenie młodej dziewicy wód. A tam, poza temi wodami siedzą ciche, jak grób, w girlandzie rozłożystych drzew wioski, tam w dali szumią sine fale niosące Szkocyi pozdrowienie od fiordów i skał Norwegii, a tam z wysoka patrzy na to wszystko słońce przysłonięte z lekka mgieł tęczą, śmiejące się miłośnie do ziemi, jakby do niej mówiąc, że jej nie zazdrości tych skarbów, jakimi ją Stwórca wszech rzeczy obdarował. Zaiste, droga ta jest piękną i nie dziwimy się wcale, że poeta tej siły co Walter-Scott, wśród jej obrazów szukał natchnienia do swych poematów, nie dziwimy się, że zdobył się tu na wykrzyk uwielbienia, jaki z serc tkliwych wydobywa się wtedy tylko, kiedy brzegi jego rozpiera podziw nad tem, co jest pięknem i wielkiem, i co jak wszystko wielkie i piękne jest, bo musi być nieśmiertelnem.
Droga królowej, to miejsce codziennej przechadzki dla mieszkańców Edynburga. Codziennie znajdziesz tu popołudniu tłumy, a w Niedzielę, gdy czytanie biblii się skończy, wśród tych tu tłumów przejść doprawdy niemal, że niepodobna. Tłumy te malowniczo ugrupowane, rozsiadają się wtedy na całej wyniosłości pa-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —