nie troszczy. Tak jest, nikt. Na przystani w Queenboro, kręciła się nas przed chwilą gromadka cudzoziemców, wszyscy stąpaliśmy po raz pierwszy po angielskiej ziemi, nikt z nas nie wiedział, jak i gdzie się tu obrócić, każdy okiem zdawał się wzywać objaśnień. Koło nas przechodziła służba londyńskiej kolei, pociąg miał za chwilę odchodzić do stolicy, nikt się nie spytał, pocośmy tu przyszli, i gdzie podążyć na noc zamierzamy. Ktoś z pośród nas, nie umiejący po angielsku, zwraca się z niemieckiemi słowy do opodal przechadzającego się urzędnika:
— I do not understand (nie rozumiem) — brzmi odpowiedź, i Anglik podąża najspokojniej do swojego zajęcia.
„I do not understand“ (nie rozumiem) te słowa słyszysz w Anglii na każdym kroku, ilekroć nie znając mowy Szekspira i Byrona, zapytasz o coś w obcym języku, Anglik bowiem dumny z tego, że językiem jego mówi najwięcej ludzi na świecie, nie uczy się cudzoziemskiej mowy, co więcej, okazuje dla niej wyraźną niechęć. Dawniej podobno niechęć ta szła jeszcze dalej, wytykano w Londynie palcem każdego, kto po francuzku lub niemiecku się odezwał, — dziś prąd postępu zburzył tę wstrętną średniowiecczyznę, ale niechęć niechęcią pozostała i choć się spokojnie słucha, jak kto mówi po francuzku lub niemiecku, przecież się mu żadnych ułatwień
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —