romantyczniejszych niezawodnie na całej północy Europy, przeto nic dziwnego, że cały tak nazwany kraj Waltera Scotta, jest celem wędrówki wszystkich przyjezdnych do Szkocyi, nawet i tych, dla których nawisko twórcy „Waverleya“, jest jedynie pustym dźwiękiem.
Przyjeżdżam więc do Edynburga z Portobello, gdziem noc przepędził, rankiem pewnego pięknego dnia sierpniowego, i na stacyi „Waverley“, biorę do Melrose „tourist retourn ticket“, bilet „tam i z powrotem“. Wyszukuję sobie wagon, na którego szybach, wypisany jest pożądany przez wszystkich podróżujących na całym świecie mężczyzn, wyraz: „smoking“ (dla palących), i za chwilę znajduję się już poza miastem. Czytam w Baedekerze, że do Melrose jechać będę okrągłą godzinę, pragnę więc ten czas zużytkować jak najkorzystniej. Wyglądam oknem, okolica plaska, nigdzie wody, nigdzie lasów, zwracam więc wzrok na współjadących ze mną, ciekawy, czy wpośród nich nie znajdę czegoś, coby mnie więcej od jednostajnej aż do znudzenia natury, zająć mogło. Towarzystwo, którem otoczony jestem, nie należy do high-life'u tutejszego. Co prawda, nie mogłem się nawet tego spodziewać, ile że jechałem klasą trzecią, która będąc najtańszą w tym kraju, najliczniejszy kontyngens rekrutuje sobie w klasie średniej, a nawet w sferze stanu czwartego. Tym
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.
— 181 —