razem tiers-état, jedzie ze mną: farmerzy, oficyaliści, urzędnicy. Wszyscy jadą nie dla interesu, lecz dla rozrywki, odetchnąć tem samem powietrzem, które wciągała przed pół wiekiem w siebie pierś poety. Naturalnie, że o poecie wszyscy mówią: ci, co oglądali już Abotsford, opowiadają o tem, co tam jest do widzenia, ci, co jadą tam po raz pierwszy, niecierpliwią się, że pociąg idzie tak wolno. Istotnie, jak gdyby na przekór wszystkim kolejom szkockim, prującym przestrzenie z nieznaną u nas szybkością, pociąg do Melrose, idzie nie prędzej od naszego osobowego, co więcej, zatrzymuje się na pośrednich stacyach. Ma to swoje niedogodności, ma i korzyści, pozwala naprzykład skonstatować, że kraj poniżej linii rzeki Forthy, dla poszukującego pięknych widoków, nie przedstawia tego interesu, co okolice rozłożone po nad tą linją, że zatem, gdyby nie wspomnienia związane z nim i rozsiane po nim pomniki starego budownictwa, nie wart byłby oglądania. Ale też nie dla widoków tam się jeździ, choć jak zobaczymy za chwilę, dolina Tweedy, skrapiającej grób poety, godną jest oka wybredniejszego nawet turysty.
Gdzie ucho w wagonie zwrócę, zewsząd dochodzą mnie dźwięki angielskie. Na kilkunastu podróżnych, prócz mnie, niema nikogo z cudzoziemców. Fakt ten, przejmuje mnie podzi-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.
— 182 —