raźnymi na tablicach: „wait here for third class“ (czekaj w tem miejscu na klasę trzecią) i uchyliłem znowu głowę przed porządkami, spotykanymi na każdym kroku w tych krajach, — porządkami zabezpieczającymi podróżnych od wypadków, jeżeli tylko sami oni nie zamykają uszów na głos wskazówki lub ostrzeżenia.
Zaledwie przechodzimy na drugą stronę stacyi, aliści otoczeni jesteśmy mnóstwem ludzi. Są to furmani cab’ów, stojących na podwórzu. Wyrazy „Abotsford“, „Dryburgh Abbey“, krzyżują się w powietrzu, każdy zaleca swój faeton, każdy wkłada w rękę cennik jazdy. Spoglądam na parę kart i wszędzie spotykam jedne ceny. Ceny te są dosyć wysokie. Cab jednokonny do Abotsford i z powrotem: 6 szyllingów i 6 pensów, a dwukonny o 3 szyllingi więcej. Nie namyślam się zatem długo, wskakuję w pierwszą lepszą jednokonkę, — i jadę. Jadę po wybornej drodze bitej, okolicą jednostajną i bezleśną, jak cała przestrzeń od Edynburga do Melrose, i w pół godziny po opuszczeniu stacyi, wysiadam przed oparkanionym ogrodem, w którego głębi okazują mi się dziwaczne kształty zamczyska, przypominającego mi wszystkie znane style.
Otwieram furtkę i wchodzę do ogrodu. Za mną postępuje w milczeniu gromadka ludzi. Są to moi współtowarzysze podróży. Wszyscy z bi-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.
— 184 —