wny wygląd zamku, robi wrażenie niby gotyku, ale wrażenie to za chwilę znika. Widzisz, że te nizkie wieżyce, że te łuki rozłożyste, nic z gotykiem nie mają wspólnego, i powiadasz znowu sobie, że to jest styl par excellence szkocki, coś w rodzaju Holy-rood w Edynburgu, lub starych gmachów na ulicach Canongate lub High-street. Ale i styl szkocki uderza harmonją i ładem, a tu i jednej i drugiego niema, więc znowu mówisz, że styl ten, do szkockiego jest niepodobnym i szukasz znowu w zapasie wspomnień swoich, czy coś podobnego kiedyś, nie uderzyło oczów twoich. Ale szukasz napróżno, ale nic podobnego nie znajdujesz, i odchodzisz przekonany, że to jest coś nawskróś oryginalnego, coś, co jako eklektyzm architektonicznych pomysłów różnych epok, może nawet nie być pozbawionem historycznego i archeologicznego interesu, ale co ładnem bynajmniej nie jest, co naśladowanem nigdy nie będzie i być nie może. I nie dziwisz się już wtedy temu bogactwu fantazyi poety, jakie uderza w czarodziejskich obrazach „Pani Jeziora“, bo czujesz, że kto ukochał taką fantazyjność w budowli obranej dla siebie na mieszkanie, ten musiał skarby jej mieć złożone w głębi swojego ducha. Ale jak tę dysharmonję i niepokój, jakie tu na tych murach widzisz, pogodzić można z klasyczną iście równowagą w dziełach poety, — na to już nie znajdujesz
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.
— 187 —