i urągania prawu. Bo patrzmy. Ruiny Dryburskiego opactwa, acz uległy w znacznej części zniszczeniu, pozwalają jednak przed oczami duszy swojej, odbudować obraz pierwotnej całości. Cóż to za piękna musiała być budowla! Ten śmiały łuk wysoko sterczący na froncie po nad drzewami, to część tylko gotyckiego sklepienia, po którem pozostały zaledwie ślady, a te kolumny dźwigające się dotąd z boku kościelnej nawy, to fragmenta zaledwie podniosłej myśli budowniczego, która przy pomocy całego ich szeregu, wypowiadać się musiała tak dobitnie i tak wyraźnie. Co za barbarzyńska wściekłość, kazała tym dzikim tłumom z Południa, pastwić się nad tem dziełem architektury, i że też jakaś nadziemska siła, nie sparaliżowała tych rąk wandalskich, w chwili, gdy podnosiły się świętokradzko na zburzenie i obrócenie w proch tego, co tyle błogosławionych rąk do życia z nicości powołało!... Ale czy tylko w dziedzinie pomników budownictwa, złość i głupota ludzka poczyniły szczerby, czy nie zdeptały one po całem przestworzu kuli ziemskiej, świętszych nierównie od nich rzeczy, — praw do bytu i życia całych narodów?...
Walter Scott, spoczywa w bocznej nawie opactwa. Oderwana od głównego korpusu, stanowi ona jakby oddzielną całość, nosi mniej śladów zniszczenia. Albo więc wściekła ręka
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.
— 192 —