wielkie zresztą góry, które zarysowują mi się w dali, byłby do naszego zupełnie podobny. Mijamy Portobello i Musselbourgh na brzegu wschodnim rzeki, Largo i Elie na zachodnim, daleko już pozostały za nami w tyle, nagle ukazuje nam się na środku morza stroma skała wystająca z wody do góry. To wyspa May (Isle or May), maleńki skrawek płaskiej na całej niemal przestrzeni ziemi, na zachód tylko obwarowany naturalną basztą, która w tem miejscu, wśród tych wodnych obszarów, jest miłem urozmaiceniem dla oka, ile że skały, które tę basztę tworzą, mają ciemno zieloną powierzchowność. Majtek, do którego zwracam się po bliższe informacye, objaśnia mnie, że maleńka ta wysepka, posiada wyborną kryniczną wodę i skutkiem tego jest doskonałą stacyą okrętową, posyłam więc temu dobroczynnemu skrawkowi ziemi wdzięczne spojrzenie, i zwracam się z moim statkiem w stronę Fife-Ness. Tu już jesteśmy wśród pełnego morza, czujemy to dobrze, silne bowiem fale podrzucają okrętem, jak piłką do góry. To wywołuje swój skutek, i jedna z dam, obok mnie oparta o baryerę okrętową, doznaje nawet silnego zawrotu głowy i zaczyna doświadczać przyjemnych początków choroby morskiej. Szczęściem, z Fife-Ness do St. Andrews już niedaleko, nie ma więc czasu, aby początki te przybrały rozmiary większe, dostrzegamy
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.
— 212 —