sterczą ruiny, jedne z najdzikszych w całej Szkocyi, to zrozumiemy interes, z jakim stawiałem nogi na stałym gruncie, dającym mi nadzieję oglądania tego wszystkiego własnemi oczami.
Mając zdać sprawę, z tego com tu widział, powiem, że St. Andrews, mimo bezsprzeczną starożytność swoją, wcale na stare miasto nie wygląda. Z wyjątkiem dzikich isiotnie ruin kościoła i zamku, uniwersyteckiego budynku i kilku mniejszych gmachów, ma ono wygląd miasta nowożytnego, tego, co Anglicy nazywają pospolicie a resort for sea-bathers, a co przetłomaczylibyśmy na nasz ojczysty język, przez miejsce kąpielowe. Istotnie, ulice tu są proste i długie, domy czyste i wysokie, a hotele, jakie tu gęsto spotykam, na dowód, że podróżni często zawadzają o ten punkt, mogłyby nawet bez sromu, stanąć obok hotelu Europejskiego w naszej stolicy. I tylko widok tych ruin, i tych starych gmachów, świadczy nam o tem, że jesteśmy w otoczeniu, gdzie się oddawna rozgrywały dziejowe wypadki, i że nie od wczoraj ruchliwo tu jest i głośno, jak oto teraz na tym cmentarzu, przytulonym do poszarpanych murów zniszczonego przez czas kościoła. Istotnie, ruchliwo tu i głośno. Jest Niedziela, więc każdy, kto uważał spacer poza miasto za rzecz zdrożną, i prowadzącą prostą drogą do piekła, tu nie wstydził się przyjść, na to miejsce wiecznego
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.
— 214 —