spoczynku tych, którzy nas wszystkich w wędrówce życiowej wyprzedzili. Z jakże przeróżnem uczuciem w duszy — myślę — przechadza się każdy po tem miejscu, jakież odmienne wrażenia malują się na każdego twarzy, jakież niejednakowe pragnienia wyrywają się z każdej piersi! Ten starzec siedzący na kamiennej ławce, myśli pewno o tem właśnie, że mu niezadługo przyjdzie pożegnać się ze światem i pójść do tych, którzy cicho śpią w tych tu grobach, to płoche dziecko, skaczące po trawniku i odrzucające nogą kamienie z maleńkiej mogiły, dziwi się pewno, że siostrzyczka jego, która niedawno z wiankiem na skroni, ułożoną została do snu, nie chce wstać i pofiglować z niem, mimo, że słońce tak pięknie tam przyświeca, a dobra mama figlować dzieciom nie wzbrania, a ta smutna, czarna kobieta, zapatrzona w głębokie fale morza i pogrążona w głębszym od tego morza smutku, prosi Boga niezawodnie, by jej corychlej pozwolił się połączyć w tem uroczem miejscu, z jedyną swoją pociechą, którą z jękiem oddała ziemi przed rokiem. A jest tu bo istotnie uroczo, tak uroczo, że zazdrościmy, z pewnością już wszyscy tym, którzy tu obrali wieczne mieszkanie.
Patrzmy. Cmentarz niewielki, murem ogrodzony, okolony zewsząd zielenią gęstą drzew, zajmuje wschodnią część miasta na pagórku.
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.
— 215 —