z przystani w Kinros do wyspy, która była przedostatnim etapem tragedyi Maryi Stuart. Droga nie długa, więc przebywam ją prędko. Zaledwie odbiłem od brzegu, aliści na środku wody ukazała się maleńka wyspa, a dalej za nią druga i trzecia. Na pierwszej z nich dostrzegłem resztki murów, — to właśnie więzienie królowej. Sterujący czółnem, gdyśmy podpływali ku ruinom, podniósł się z miejsca, i ukazując na basztę, najlepiej od zniszczenia zachowaną, patrząc w nią, zaczął opowiadać coś długo. Przysłuchiwałem się mu uważnie, kiwałem nawet znacząco głową gdy się do mnie zwracał, ale przyznaję, że nie rozumiałem z tego co mówił, nic. Mówił bowiem tak zepsutą angielszczyzną, mieszał do swoich słów tyle wyrazów ludowych szkockich, że nie wątpię, iż nie zrozumiałby go nawet rodowity mieszkaniec Londynu. Ale co najzabawniejsza w tem wszystkiem to to, że zdawało się temu poczciwcowi, iż mówi językiem Byrona, i nie mógł doprawdy pojąć, dlaczego ja, który przed chwilą dość długo u przystani rozmawiałem po angielsku, z utrzymującym łódki na jeziorze, z nim musiałem po zamianie paru słów, przerwać niegrzecznie wszelką konwersacyę.
Więzienie Maryi Stuart, jest dziś w zupełnej ruinie, ślady pozostałych jednak murów, pozwalają stworzyć sobie dokładne wyobrażenie całości. Otóż choć sama wyspa jest niewielką, widać
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —