Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
—   226   —

słabości; wtedy to myślimy o jej błędach z mniejszym wstrętem, i zdaje nam się, że ronimy łzy za kimś, kto więcej od Maryi Stuart, zbliżony był do czystej cnoty“.
Tyle Robertson.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


Powracam łódką z tego niefortunnego miejsca i rozmyślam o tych jego słowach. Jadę ku Kinross, a oczy mam zwrócone w stronę czarnych murów okropnej baszty, gdzie przed trzema wiekami tyle łez gorzkich pociekło z tych pięknych oczów. I na usta przychodzi mi znowu, jak przed pałacem Holy-rood w Edynburgu, zapytanie. Czemu ta kobieta, stworzona do blasku i wesela, była tak nieszczęśliwą w życiu, czemu zmarnowała tyle sił, dokonała tak okropnej zbrodni? I na zapytanie to, daje mi natychmiastową odpowiedź, słynny historyk szkocki, z którego własnemi słowami załatwiłem się przed chwilą. Tak bo jest, — wychowano tę kobietę źle, nie wpojono w nią żadnych zasad, od zarania lat jej rozwinięto w niej przymioty towarzyskie, nie tknięto wcale jej charakteru, wszczepiono powierzchowną religijność, zaniedbano powiedzieć jej o tem, czem jest prawdziwa miłość. A że natura dała jej boskie kształty, przeto powyższe ziarna, posiane na takim gruncie, nie mogły wytworzyć nic innego nad to, co